poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 2

- Jesteeeeeeeeeeeeeeeeeeem! - wydarłam się na cały dom. 
- To chodź podaje obiad. - odkrzyknęła mama. 
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Moja mama umie gotować, serio, uwielbiam jej kuchnie. 
- jak tam było w szkole? 
- ok, nudno, ale słuchaj! - powiedziałam podekscytowana. - Nikola rozmawiała z swoimi kuzynami, bo się okazało, że oni mają domek w Malibu! No, i oni powiedzieli, że jak coś, to możemy do nich przyjechać i pomieszkać, więc wiesz, mamy opiekę, no i domek, i nie trzeba będzie dużo zabulić, pozostaje tylko kwestia kupna biletów. - mówiąc to spoglądałam na mamę i na jej reakcję, bałam się, że się nie zgodzi, że to za daleko, że jestem za młoda i takie tam bzdury. Jednak jej reakcja była zupełnie inna.
- To świetnie! Poszukamy jakiś biletów, i pojedziecie. - odpowiedziała.
- Tak po prostu? Nie prawisz mi morałów, że jestem za młoda ? - spytałam zdziwiona.
- Ufam Ci, zasłużyłaś. - powiedziała z uśmiechem mama.
Przytuliłam ją bardzo mocno, skończyłam jeść obiad i pobiegłam do pokoju, żeby zadzwonić na skypie do Nikoli. 
- I jak twoja mama? - spytała przyjaciółka 
- Sama jestem w niesamowitym szoku, ale zgodziła się. 
- To piona, moja też. To co, jutro do Ciebie przyjdę i ogarniemy bilety, ok? 
- Jasne, to do zobaczenia jutro słońce, muszę iść się ogarnąć, zaraz przychodzi korepetytor.
- Ten ładny? - zapytała Nikola z podniesionymi brwami.
- No przecież. - roześmiałyśmy się obie i rozłączyłyśmy. 
Potem miałam korki z matmy, chociaż bardziej skupiałam się na korepetytorze niż na matematyce, ale cicho, nikt nie musiał wiedzieć. Koło 22 poszłam się umyć i spać. Jutro piątek, przychodzi siostra, trzeba się wyspać.
Wstałam nienaturalnie wcześnie rano, obejrzałam wschód słońca, i już wtedy zaczynałam mieć przeczucie, że te wakacje zmienią coś w moim życiu, byłam tylko niesamowicie ciekawa, co to będzie. No cóż, jakaś zmiana by się przydała, zeszłe 3 lata dały mi nieźle w kość, przeprowadzka, rozwód rodziców, nowe szkoły, ale udało mi się i znalazłam przyjaciół, czułam, że nadchodzi zmiana.
Wzięłam krótkie spodenki, czarną bluzkę z jakimś nadrukiem, trampki, ubrałam się, delikatnie umalowałam, wzięłam jabłko i wyszłam do szkoły. Dzień minął strasznie szybko, ale to dobrze, im szybciej Nikola miała do mnie przyjść i im szybciej miałyśmy kupić bilety tym lepiej. Nie mogłam się już doczekać. 
Weszłyśmy do mnie do domu, zabrałyśmy z kuchni trochę wczorajszego spaghetti, poszłyśmy do mnie do pokoju i zaczęłyśmy przeglądać strony z liniami lotów, żeby kupić bilety.
- o, tutaj mam, czekaj, to dla mnie i dla Ciebie koło 1 500, to nie jest chyba jakaś tragedia. 
- no w sumie, nie jest tak źle, szczególnie, że się dokładamy do tego - odpowiedziałam.
- no dobra, to kupujemy, czekaj, tutaj jest taniej! ale ej, tutaj byśmy musiały się ogarnąć i wylatywać za dwa dni, po zakończeniu roku szkolnego - powiedziała przyjaciółka.
- im szybciej tym lepiej kupuj. 
- ok.
Wykonała parę czynności i bilety zostały kupione.
- Dobra, to ja lecę do domu. Powiem o wszystkim rodzicom i zacznę się już pakować. - zaczęła Nikola.
- okej, to ja też pogadam jeszcze z mamą i też ogarnę rzeczy. - odpowiedziałam.
Odprowadziłam ją na dół, przytuliłam na pożegnanie i wróciłam do siebie. Zaczęłam szukać jakiejś walizki, w sumie muszę dużo spakować, parę stroi, no i spodnie, sukienki, bluzki, spodenki, trochę kosmetyków. Nie mam pojęcia jak się spakuję. Na szczęście z pomocą przyszła mi mama i jakoś to ogarnęłyśmy, i tak najważniejsze rzeczy spakuje jutro.
Następnego dnia poszłam do szkoły tylko i wyłącznie po to, aby ostatni raz spędzić trochę czasu z moimi starymi znajomymi, będę za nimi niesamowicie tęsknic. No cóż, ruszam dalej przed siebie. Za zamyślenia wyrwała mnie Zosia.
- Hej, co tam? - zapytała 
- A nic, myślę o jutrzejszym wyjeździe - odpowiedziałam
- Aa, słyszałam, ale wam zazdroszczę! - odpowiedziała przyjaciółka. 
- Sama sobie zazdroszczę - powiedziałam i obie się roześmiałyśmy.
Wieczorem, jak już wróciłam do domu zadzwoniłam do Nikoli.
- I jak się czujesz ? 
- Dobrze, nie mogę się już doczekać - odpowiedziała podekscytowana. 
- Ja też!
- słoooooooooooooooońce! chodź tu do mnie - zawołała mnie mama. 
- idę! - odpowiedziałam jej. - muszę lecieć, kocham Cię, i do jutra - powiedziałam.
Zeszłam szybko na dół i zobaczyłam, ,że mama trzyma w ręce malutkie opakowanie.
- Co to? - zapytałam.
- To dla Ciebie, tak na koniec roku, zamknięcie starego rozdziału i otwarcie nowego. - powiedziała mama i mocno mnie uściskała. Dostałam prześliczny naszyjnik z małym serduszkiem, po prostu przepiękny. 
- Dziękuje mamo! Kocham Cię! - uściskałam ją mocno.
Wróciłam na górę dopakowałam ostatnie rzeczy umyłam się i poszłam spać, jutro wielki dzień, wyjazd, zakończenie roku. Wstałam rano ubrałam się, uczesałam, umalowałam i poszłam do szkoły. Dostałam świadectwo, porozdawałam kwiaty, popłakałam się jak bóbr, wytuliłam wszystkich, których tylko mogłam i razem z moją siostrą po raz ostatni wyszłam z tej szkoły jako jej uczeń. Wróciłam do domu, przebrałam się, wzięłam paszport i razem z mamą pojechałyśmy na lotnisko. Mamy długi lot, i się przesiadamy, najpierw z Gdańska do Londynu i z Londynu już prosto do Malibu. Czekała nas długa wycieczka. Przytuliłam mamę i poszłam na odprawę.
- Kocham Cię mamo! - krzyknęłam przed zniknięciem w terminalu.
- Też Cie kocham, baw się dobrze - zdążyłam jeszcze usłyszeć.
Po 2 godzinnym locie do Londynu udało nam się wylądować i usiąść na lotnisku, musiałam pójść po jakąś kawę, oczy mi się zamykały byłam zmęczona a lot z Londynu do Malibu miałyśmy dopiero za 2 godz. Poszłam więc do kawiarenki i zamówiłam kawę na wynos. Zapłaciłam, uśmiechnęłam się sztucznie odwróciłam się i... i oczywiście ja fajtłapa wylałam na kogoś moją gorącą kawę. Żeby nieszczęść było więcej był to jakiś chłopak, modliłam się, żeby był brzydki, było by mi lżej, ale nie, oczywiście musiał być przystojny, no cóż, obym na wakacjach miała więcej szczęścia.
- PRZEPRASZAM! - zaczęłam mówić do niego, - Ja nie chciałam, to tak przypadkowo, no bo jestem zmęczona no i ja na prawdę nie chciałam. - zaczęłam już robić z siebie wariatkę. 
- Nic się nie stało - odpowiedział chłopak trzymając się za swoją białą bluzkę. - To tylko ubranie. - uśmiechnął się do mnie a ja się zarumieniłam. 
- No tak, ale nie wiem jak ty, ale ja wole jak moje ubrania są suche i czyste - oboje się roześmialiśmy. 
- Haahahah, w sumie, kto nie lubi, ale czekaj, teraz nie masz kawy. - powiedział chłopak.
- Trudno, jak się jest taką fajtłapą jak ja, to się kawy nie ma - znów się roześmialiśmy. On jest taki przystojny, te oczy, ten akcent, to wszystko. Ah, marnie się załatwiłam no cóż. 
- Dobra, to ja już pójdę, jeszcze raaz baaardzo Cię przepraszam, jak będę mogła jakoś pomóc, to mów.- skrępowana z udawanym uśmiechem wróciłam do przyjaciółki. Czułam jak chłopak odprowadza mnie wzrokiem.
- Może jeszcze nie wszystko stracone... - powiedziałam sama do siebie. 

_________________
Koniec 2 rozdziału, jest trochę nudny, no ale to początki, obiecuję, że potem będzie ciekawie : )
Mam nadzieję, że wam się chociaż trochę podoba : ) 

1 komentarz:

  1. super. już ci to na twitterze napisałam ale skomentować nie zaszkodzi :DDD

    OdpowiedzUsuń